Temat od dawna chodził mi po głowie, ba , ja nim żyłam miesiącami , karmiąc się sielankowym obrazem kanadyjskich pól i lasów, nieskomplikowanej egzystencji przenikniętej czystą radością z życia. Ale,wiadomo, la vie est difficile i nie da się tak zwyczajnie polecieć (czy popłynąć) na wyspę gdzieś na drugiej półkuli. Więc na razie pozostają marzenia, często przekładające się na wiersze ;).
Wyspa Księcia Edwarda
To Kanady zaledwie prowincja,
Niby osobna gałązka
W konarach potężnego drzewa;
To ona jednak kwieci się najgęściej,
To ją na gniazdo wędrowny ptak wybiera.
Wrośnięta mocno w ocean,
Ze swymi czerwonawymi drogami,
Blada od powiewu morskiej bryzy,
Enigmatyczna Wyspa Księcia Edwarda.
***
Ubierzcie mnie w falbaniasty fartuszek,
I załóżcie staromodne pantofle.
A pobiegnę tą wąską ścieżką,
Do tego samego lasu, który
Zachwycił niegdyś piegowatą Anię.
Poprzez strumienie, pola i łąki
Przemknę z cichym szelestem,
Po to, by postawić bose stopy
Na jasnego klifu podeście.
Pozwólcie mi jeszcze bezkrytycznie
Pochwalić urodę nocnego nieba,
Nim z rąk śliskich wydrzecie fartuszek
I rozkażecie wrócić do siebie.
Żeby spełnić niektóre marzenia, nie potrzeba nic więcej prócz wiary i cierpliwości, więc trzymam kciuki, by się urzeczywistniły.
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, że się nie mylisz. Tobie też życzę w powodzenia w spełnianiu własnych :)
OdpowiedzUsuńTo niesamowite jaki klimat tworzysz. Cudowne.
OdpowiedzUsuń