sobota, 10 września 2016

Ballada o skrzywdzonej

Cześć wszystkim ;)! Pozwoliłam sobie ostatnio na małe wakacje (nie takie znów małe , dwa miesiące to w końcu kawał czasu). Ale w końcu trzeba wziąć się za siebie bez wmawiania sobie, że umiejętności pisarskie same się oszlifują ;). Stąd też ten post. Co prawda ta ballada niezupełnie zasługuje na  miano ballady, ale ostatecznie lepiej pisać coś niż nie pisać wcale*, prawda?



Ballada o skrzywdzonej

I

Wołali na nią: "Zosiu, złociutka"
Bowiem jej włosy od złota aż się skrzyły
Dla wszystkich była tak samo milutka -
Te dobre cechy właśnie ją zgubiły.


Czerpała wodę raz w pobliskiej studni,
Jej roześmiany trel niósł się z daleka.
Lecz jedno rzecz trzeba - śpiewała cudnie;
Głos jej sąsiadów od dawna urzekał.

 Tym razem Zosia przywabiła jeno
Garstkę żołnierzy spod czerwonej gwiazdy,
Co pofolgowanie swoim pragnieniom
Cenili wyżej znacznie niż rozkazy.

Nie wyglądali wprawdzie na prostaków,
Choć nimi okazali się w istocie;
Ot, taka grupka radzieckich żołdaków,
Co winni nigdy nie trafić na Zosię.

Zeskoczyli z siodeł
Jak jeden mąż
Rubasznym rechotem
Malując dziewce pąs.

Zosia zatrzęsła się mimowolnie;
Wiatr bawił się jej sukienką,
A oni rzucili się na nią jak głodne
Wilki w pogoni za zwierzyną.

Pięcioro mężczyzn w sile wieku
Naprzeciw kruchego dziewczęcia;
Nie trzeba szczególnego rachunku,
By znać powód ich zwycięstwa.

Szarpała się, rzecz jasna,
Krzyczała też wniebogłosy;
Spójrz, jaka ona jest ciasna!
Któryś z nich słusznie zauważył.

Inny z kolei sięgnął po broń,
I uderzył Zosię w głowę;
Od tej pory ustał żałosny szloch,
I mogli kontynuować zabawę.

 II

 Byli, rzecz jasna jacyś świadkowie
Tego przekoszmarnego zdarzenia;
Ale żaden z nich słowa nie powie,
Spuściwszy nań zasłonę milczenia.

Sprawców nikt nie próbował ścigać,
Zamarła wieś w strachliwym milczeniu;
Do dziś musi to brzemię dźwigać
Zamilkła, gdy czas nie był po temu.

  Śmierć znów postawiła stopę
Na jakże tętniącym życiem gruncie
Rozsiała wokół swą brzydotę -
Jej zawsze wszystko na sucho ujdzie...


* No i kogo ja oszukuję...

4 komentarze:

  1. Ballada czy nie ballada i tak jest super.Ja kompletnie nie umiem pisać, może mam tam jakieś 3 piosenki ma konice, ale to nic w porównaniu z twoimi. Serio myślę że przed tobą będzie świetlana przyszłość i będziesz pisać dla samego Biebera *xD* powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat chyba jeden z najmniej udanych tworów. Fajnie, że Ci się podoba :) , ale sama czuję, że stać mnie na więcej :P.

      Usuń
  2. że lubięz dramatyzm, to mnie urzekł temat, chociaż myślę, że trochę za dosłownie to wszystko przedstawiłaś. Moim skromnym, nieznającym się zbytnio zdaniem, taki temat lepiej byłoby w bardziej zawoalowanej formie przedstawić :) ale cieszę się, że wróciłaś! Już myślałam, że porzuciłaś bloga, a lubiłam twoje wiersze c: Lubię. xD

    Wzajemnie życzę dużo weny =w=

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że wyczułaś u mnie mały kryzys ;). Stąd też ta dosłowność. Wiem, nie wyszedł mi najlepiej, ale to właśnie efekt tego kryzysu. Można się, rzecz jasna, zżymać na te znikome umiejętności ( w tym też trochę winy leży) , ale braku weny się nie oszuka. W każdym razie cieszę się, że ta mierność Cię nie zniechęciła :P.

    OdpowiedzUsuń