środa, 19 października 2016

Inspiracje. Vol. 2. Walter Moers

Hej wszystkim ;)!  Tak oto ciepłym akcentem rozpoczynam  drugi już z kolei post o inspiracjach.
Tym razem przedstawiam Wam Waltera Moersa. Ostatnio chyba za bardzo się rozpisałam,więc teraz będę starała się trzymać bardziej własnych wrażeń, no , a przynajmniej rzeczy, które wpłynęły na to, że te wrażenia są takie a nie inne.

Czym Walter Moers mnie zachwycił?
Przede wszystkim oryginalnością. Obecnie, jak wszyscy wiemy, słowo to jest dość mocno wystrzępione od zbyt częstego używania; bycie oryginalnym dla wielu jest celem samym w sobie. Moim zdaniem to błąd, silić się na taką oryginalność za wszelką cenę, bo to często wypada sztucznie. Przy Walterze Moersie w ogóle nie ma takiego problemu - on chyba po prostu urodził się po to, by zadziwiać świat swoją odmiennością. Jasne, że nie wszystkim musi się to podobać. Ale wszyscy, przekartkowując chociażby jego powieści, muszą dać mu maksimum punktów za oryginalność.
Oryginalność mądrą, która nie tylko szokuje sama przez się, ale i także uczy. Oryginalność wyważoną, która nie przesadza i nie jest jej za dużo. Ją zrozumieć można jednak dopiero albo
  po kilkakrotnej lekturze jakiegoś dzieła (bo tu już nie ma mowy o książce ;)) , albo po przeczytaniu kilku z nich, po "wzdrożeniu się" w mocno specyficzny klimat, którego próżno szukać u kogokolwiek innego.

  

 Żeby przybliżyć Wam nieco charakter oryginalnej prozy w wydaniu tego pana, wyjawię Wam parę ciekawostek: W Mieście Śniących Książek Moers głównym bohaterem uczynił... smoka! Tak, wzrok Was nie myli. Smoka. Ponadto na potrzebę książki wymyślił mnóstwo oryginalnych postaci, takich jak kochające książki buchlingi (ach, ta nieprzetłumaczalna gra słów!); przerażające swym wyglądem przeraźnice i tak dalej przez całą książkę. To nic innego jak głęboki ukłon w stronę wyobraźni.
Moers u mnie samej wywołuje wyrzuty sumienia - mniej odtwórczości, a więcej wyobraźni, zdaje się mówić.

I może na koniec ilustracje. Być może nie są one szczytem artystycznego kunsztu, ale trzeba przyznać, że są naprawdę warte uwagi. Warto przy tym odnotować fakt, że autor, tworząc je, nie był po żadnej szkole artystycznej!
Oto mała próbka:






Chcąc nie chcąc, trzeba przyznać, że facet wiedział, co robi :).


Jeżeli czytaliście Moersa, a nie podszedł Wam - spróbujcie jeszcze raz! Jeżeli natomiast jeszcze nie mieliście takiej okazji, zachęcam byście zapoznali się bliżej z jego twórczością.
W każdym razie, pamiętajcie, że możecie liczyć na jedno - tak oderwanej od rzeczywistości fantastyki nie spotkacie nigdzie indziej.

5 komentarzy:

  1. Chyba koniecznie muszę zapoznać sie z jego twórczością ;).
    http://feather92.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ukłony też należą Katarzynie Benie za znakomite tłumaczenie.
    ...no i wyszedł rym, nie przejmujcie się tym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od razu widać, że poeta :D. Ale , masz rację, tłumacze są jakby niewidzialni, a często odwalają kawał solidnej roboty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę musiała zapoznać się z jego twórczością :)
    Bardzo podobają mi się ilustracje, aż ciężko uwierzyć, że nie był po żadnej szkole artystycznej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Będę musiała zapoznać się z jego twórczością! A te obrazy są genialne! Bardzo klimatem kojarzą mi się z jakimś Harrym Potterem.. Czy czymś w tym guście. A jako że ja takie klimaty UWIELBIAM to po prostu no nie ma innej opcji, czas na zainteresowanie się również rysunkiem i malarstwem i zgłębieniem się z twórczością tego pana :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń